poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 12 'Jeste Veronica'

Wstałam rano, obróciłam się na drugi bok i mimowolnie się uśmiechnełam. Na mojej szafce nocnej zobaczyłam zdjęcie moje i Jorge.
Po chwili przyglądania się zdjęciu. Postanowiłam pójść do łazienki. Załatwiłam wszystkie poranne czynności i ubrałam się w to:

Zeszłam na dół. Przywitałam się z wszystkimi i zaczęłam zjadać śniadanie.
-Martino...-o nie! Jak mój tata mówi do mnie pełnym imieniem to nie oznacza nic dobrego.
-O co chodzi tato?
-Bo... Muszę razem z Ramallo i Olgą wyjechać na kilka dni. A Francisco idzie do dziewczyny.
-Ok. Kiedy?
-Yyy... No... Dzisiaj.
-W WIGILIE?! Tato w święta zostawiasz mnie samą. No po prostu SUPER!-wściekła wyszłam z domu. Za drzwiami ujrzałam mojego chłopaka. Bez słowa wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia i zaczęłam płakać.

-Ćśśś. Jeste przy tobie. Już dobrze
-Nic nie jest dobrze. Moi rodzice wyjeżdżają a brat idzie do dziewczyny na święta. W WIGILIE.-zaczęłam jeszcze bardziej płakać.
-Kochanie jak chcesz to możesz te święta spędzić u mnie -Nie Jorge nie chce ci sprawiać kłopotu. Napewno chcesz spędzić święta z rodziną.
-A ty jesteś małą częścią mojej rodziny-Ooo... Mówił tak jakbym była jego narzeczoną lub żoną-jesteś moją dziewczyną. Muszę o ciebie dbać.
-Dziekuje kochanie. Jesteś cudowny!-uścisnełam go bardzo (czyt. BAAAAARDZO) mocno.
-Od tego mnie masz. A teraz chodźmy do mnie. Tyle czasu stoimy na dworze. Pewnie zamarłaś. Zrobię ci gorącej czekolady...
-Dobrze już idę.
<W domu Jorge>
-Misiu idę zrobić tą czekoladę. Za chwilę wracam.
-Dobrze.-po chwili podeszła do mnie jakaś kobieta. Była bardzo podobna do Jorge. To pewnie jego mama.
-Dzień dobry. Mam na imię Veronica i jeste mamą Jorge. Ty pewnie jesteś Martina jego dziewczyna. Tyle mi on o tobie opowiadał... Jaka ty jesteś śliczna, wspaniała, dobra, utalentowana... Nachwalić się nie mógł.-kobieta posłała mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłam go.
-To się cieszę.
-Naprawdę jesteś taka piękna jak mi opowiadał.
-Dziekuję.-w tym momencie przyszedł mój chłopak z dwoma kubkami gorącej czekolady.
-O widzę że się już poznałyście. Mamo mam do ciebie prośbę... Tini może zostać u nas na święta? Jej rodzice i brat wyjeżdżają.
-Oczywiście że może. O 18 wigilia.-powiedziała po czym wyszła z pokoju. Mój misiek objął mnie ramieniem i zaczęliśmy pić ciepłą ciecz.

-Za chwilę wracam tylko pójdę do domu spakować się na święta.
-Dobrze. Pójdę z tobą.-ubraliśmy kurtki, czapki i buty i wyszliśmy z domu. Po 5 minutach byliśmy już u mnie.
-Chodź. Pomożesz mi się spakować.-poszliśmy na górę. Spakowałam potrzebne mi rzeczy. I poszłam się przebrać na wigilię:

Kiedy wyszłam dla Jorge szczenka opadła.
-Wow. Wyglądasz... Wowww!
-Dziekuję-cicho zachichotałam. Później poszliśmy spowrotem do Jorge. Oczywiście on się uparł że weźmie walizki. Bo ja nie mogę się tak męczyć. I musi o mnie dbać. A na zakupach? On myśli że ile ważą torby dziewczyny na zakupach.
 ~♡~♡~♡~
JEŚLI CZYTASZ KOMENTUJ!

Jeju już na tym blogu mam 325 wyświetleń i 2 obserwatorów ♡ Dziękuję! To wszystko dzięki wam 

3 komentarze:

  1. Pierwsza!!! Super, ekstra, rozdział czekam na next!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Druga, extra! Czekam na next'a!
    Leon jaki słodki<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowna Jortini.<3
    Gratuluję.

    W wolnej chwili zapraszam do mnie: http://leonetta0951.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń